Być może jest to subiektywne odczucie, nie mniej czuję, że muszę się do czegoś przyznać. Ok., macie rację, nie muszę tego robić. Dobrze jednak będzie, jeśli tak właśnie zrobię – jeśli się przyznam i powiem Ci to, co w ramy obowiązku w pierwszych słowach zawarłem.
Byłem niczym niedostępna twierdza, którą szturmem lub sprytem chciała zdobyć dla swych względów propozycja, by zostać wodzirejem. Znałem kilku wodzirejów, którzy profesją wodzirejską zajmowali się od dawna. Jeden z nich kilkakrotnie wysuwał mi propozycję, by zostać jednym z nich. Odmawiałem niezmiennie. Bez najmniejszej niepewności. Nie wahając się i nie obawiając. I było mi z tą odmowną decyzją dobrze. Uważałem, że jestem muzykiem. Zawodowym muzykiem. A to coś o wiele większego niż bycie wodzirejem, na co żadnych papierów posiadać nie trzeba.
Granie na weselach jawiło mi się jako zajęcie mniej godne uznania, niż granie na ulicy. Granie na ulicy miałem już za sobą. Zdarzyło mi się kilkakrotnie grać na Starym Mieście jak również w podziemiach w Warszawie. Grałem też w czeskiej Pradze. Na weselach jednak nie grałem. I nie zamierzałem grać.
Zmiana w myśleniu przyszła naprawdę nagle. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. W jednej chwili wywracając moje myślenie. Najpierw oczywiście była potrzeba. Potrzebowałem trochę pieniędzy na zakup sprzętu. W ślad za nią pojawił się jednak i motyw ważniejszy, głębszy, totalnie przewartościowujący. To było nagłe odkrycie jakiejś zadziwiającej rzeczywistości. Przechodziłem obok niej każdego dnia, a nawet wgłębiałem się z pasją w jej tajemnice, jednocześnie jakoś dziwnie nie rozpoznając jej stojącej tuż obok. I nagle trach! Pojąłem! Zrozumiałem! Zobaczyłem i zachwyciłem się! To odkrycie zmieniło moją motywację.
Wesela przestały mi się jawić jako zajęcie wstydliwe, dla zawodowego muzyka kłopotliwe. Zamiast wstydu zacząłem odczuwać radość. Była to radość głęboka. Granicząca z satysfakcją. Momentami nawet odczuwałem dumę. Pojąłem bowiem jak ważne rzeczy dzieją się w chwili, która stała się i moim udziałem. I tym sposobem stałem się muzykiem weselnym. Założyłem zespół i zacząłem grać na weselach. I robię to do dziś, czerpiąc z tego frajdę i satysfakcję. A stąd już bezpośrednia, bardzo prosta droga do bycia wodzirejem.
Tagi: